Dwie elektryzujące historie z przeszłości Krakowa
17 lipca 2014
Na dzieje miasta składają się nie tylko przełomowe wydarzenia, przemysłowe przemiany, budowanie i wyburzanie, zmiany władz, ale też historie pojedynczych ludzi, dramatyczne, budzące głośny protest, wzruszające, skandaliczne. Postaci takich nie brak również w Krakowie. Są nimi choćby człowiek, który dokonał samospalenia, Walenty Badylak i zakonnica-nimfomanka Barbara Ubryk
Piekarz-patriota
Walenty Badylak, krakowski piekarz, żołnierz AK na kartach historii zapisał się jako postać tragiczna. W jeden z marcowych poranków 1980 roku przykuł się łańcuchem do studzienki na Rynku Głównym w Krakowie, a następnie oblał benzyną i podpalił. Dlaczego? Swoje powody zapisał na trzymanej w ręku tabliczce. Z jednej strony akt samospalenia był wyrazem protestu przeciwko tuszowaniu, przemilczaniu, zakłamywaniu zbrodni katyńskiej. Z drugiej, znakiem bezradności wobec postawy syna, który najpierw należał do Hitlerjugend, a później pracował w służbach specjalnych.
Wokół płonącego człowieka na rynku szybko zgromadził się tłum. Część próbowała go odciągnąć lub ugasić, ale miał na nich sposób – swój łańcuch i buteleczki z benzyną, które działały niczym granaty i co rusz eksplodowały. Co więcej, w tłumie bardzo szybko pojawili się członkowie SB, co dodatkowo paraliżowało działania.
SB próbowało zatuszować sprawę. Notki w gazetach były lakoniczne, a informacje głosiły, że Badylak od lat był leczony psychiatrycznie i to choroba sprawiła, że postanowił targnąć się na swoje życie.
Dopiero po latach czyn Walentego Badylaka mógł zostać upamiętniony. Dziś na Rynku Głównym zobaczyć można wmurowaną w kostkę brukową tablicę oraz tabliczkę zamocowaną na hydrancie, do którego przykuł się Badylak. Patriotyczny gest żołnierza AK stał się również inspiracją dla twórców. Poświęcone są mu m.in. wiersz Bronisława Maja, obraz Eugeniusza Wańka oraz film Święty Ogień Jarosława Mańki i Macieja Grabysy.
Skandaliczna historia zakonnicy
Barbara Ubryk to bohaterka skandalu, który wydarzył się za klasztornymi murami. U Karmelitanek Bosych przy ul. Kopernika w Krakowie. Jej los budzi oburzenie i niedowierzania, ale doskonale wiemy, że i dziś nie brak makabrycznych historii o ludziach więzionych latami, głodzonych, bez dostępu do świata zewnętrznego.
W 1890 roku do krakowskiego sądu wpłynął anonimowy donos. Zgodnie z nim w klasztorze karmelitanek jedna z zakonnic miała być więziona i przetrzymywana w nieludzkich warunkach. Sprawę postanowiono zbadać. Rzecz jasna po wcześniejszej konsultacji z władzami kościelnymi, by – jeśli informacja okaże się nieprawdziwa – nie wywoływać niepotrzebnego konfliktu.
Za zgodą biskupa specjalnie powołana komisja udała się do klasztoru. To, co zobaczyli jej członkowie, wszystkich wprawiło w osłupienie. W ciemnej, pozbawionej okien celi w kącie siedziała naga, brudna, poobijana zakonnica, bardziej przypominająca ludzki szkielet albo zwierzę aniżeli człowieka. Po krótkiej rozmowie udało się ustalić, że cierpi na chorobę psychiczną.
Zakonnicę, którą była Barbara Ubryk, przewieziono do szpitala. Ważyła tylko 34 kg. Przeorysze i kilka innych osób związanych ze sprawą postawiono przed sądem. W czasie śledztwa okazało się, że Barbara Ubryk była więziona przez 21 lat. Dlaczego? Jak zeznały siostry przeniesienie jej do karceru było koniecznością po tym, jak się zachowywała. Podobno przypływy chorobliwej pobożności przeplatały się u niej z zachowaniami nieprzyzwoitymi: nagimi tańcami w celi, gorszącymi ruchami wykonywanymi w oknie. Jak mówiono, agresja w stosunku do opiekujących się nią sióstr a także samej siebie zmusiła przeoryszę do zarządzenia usunięcia z jej celi wszystkich przedmiotów: pieca, mebli a nawet deski klozetowej. Z czasem pamięć o siostrze stopniowo zanikała i zaglądano do niej coraz rzadziej.
Historia Barbary Ubryk kończy się w zakładzie psychiatrycznym. Lekarze stwierdzili u niej nimfomanię.